sobota, 29 września 2007

Czy tu się głowy ścina ?

Nowa Aleksandria, płyta która w momencie ukazania się wzbudziła wiele emocji i jakże skrajnych opinii. Jedni zarzucali grupie muzyczny prymitywizm ,nieporadność i ślepe naśladowanie takich grup jak Killing Joke i Joy Division (środowisko punkowe uważało tę płytę za zdradę), drudzy postrzegali ich dokonania jako awangardowe połączenie punk-rocka i "zimnej fali" wyznaczające nowy kierunek i penetrujące niepoznane jeszcze muzyczne rejony. Cokolwiek by o tej płycie nie powiedzieć to jednak faktem jest, że pozostaje ona znaczącą pozycją w historii polskiego rocka lat 80-tych. Poniżej trzy recenzje albumu jakie ukazały się po jego wdaniu.




Grzegorz Brzozowicz, "Non Stop" nr 1/1987, s. 25

"Stara" Siekiera, w ostatnim okresie istnienia, była najciekawszą, a zarazem najpopularniejszą rodzimą kapelą punkową. Tomasz Adamski uznał jednak, ze dotychczasowa formuła ograniczała go i stworzył praktycznie nowy zespół. "Nowa" Siekiera nie zaprezentowała innej koncepcji artystycznej, a raczej rozwinęła wcześniejszą. Sama zmiana sprawdzonej formuły stanowi ewenement i przez samo podjęcie takiej decyzji, Adamski zyskał moje uznanie. Nie wiem, czy zgolenie przez niego imponującej brody wynikało z chęci stworzenia również nowego image'u, natomiast "Nowa Aleksandria" pokazała interesujący efekt przemian, jakie zaszły w tej puławskiej formacji. Album ten jest jedną z ważniejszych pozycji na tegorocznym rynku płytowym. Mam jednak do niego istotne zastrzeżenia. To, co dla świata jest oczywiste już od dziesięciu lat, u nas w zasadzie dopiero w tym roku zdobywa pełne prawo bytu. Propozycje przedstawicieli muzycznego podziemia wywołują dwa przeciwstawne i równie błędna sądy. Jedni całkowicie je negują, drudzy przyjmują jako prawdziwe objawienie w skali przynajmniej europejskiej. Dla mnie muzyczny offside od lat stanowi najbardziej twórczą sferę polskiego rocka i z nim wiąże jego przyszłość, choć to co u nas uchodzi za nowatorstwo, obiektywnie nim nie jest. Szczególnie nieuzasadniona wydaje mi się fascynacja zimną falą. Podejrzewam, że wynika ona z pragnienia wykreowania stylu pełniącego rolę, jaką w latach siedemdziesiątych odgrywał symfo-rock. Przez swą powagę i natarczywy pseudointelektualizm, ma on uosabiać rockową sztukę. Pamiętajmy jednak, ze tym razem, uczuleni przez wcześniejsze doświadczenia Brytyjczycy dość szybko zorientowali się, że cold wave stanowi ślepą uliczkę. Po co to cale filozofowanie, skoro Siekiera nie należy do typowych przedstawicieli zimnofalowców. A jednak w muzyce Adamskiego zauważalne są pewne skutki tej epidemii z których najwyraźniejszą jest maniera wokalna Dariusza Malinowskiego. Podstawową wadą "Nowej Aleksandrii" jest jej monotonia. Wynika ona z małego zróżnicowania materiału i tragicznej produkcji nagrań, które brzmią jak taśma demo. By nie sięgać daleko, proponuję uważnie przesłuchać "Low Life" New Order i różnice będą oczywiste. Z powodu brzmieniowej identyczności trudno jest wyróżniać poszczególne numery. Jedne podobają mi się bardziej: "Ludzie Wschodu", "Już blisko", "Tak dużo, tak mało", inne mniej: "Idziemy na skraj", "To Słowa". Natomiast jeden z dwóch utworów instrumentalnych, "Na Zewnątrz", wyraźnie wybija się z całości. Adamski rozbił schematyzm pozostałych kompozycji i "NZ" posiada wreszcie przekonywającą dramaturgię. Mam nadzieję, że w tym kierunku rozwinie się jego dalsza twórczość. "Nową Aleksandrię" traktuję jako wstępną propozycję i początek nawiązania ważnego dialogu. Czuję, że Tomasz Adamski i jego grupa mają jeszcze wiele do powiedzenia.






Recenzja "Nowej Aleksandrii" autorstwa Pawła Sito, z "Magazynu Muzycznego" nr 1/1987
"Wszystkiemu winien jest, różnie przez różnych zwany, monotonny tryb naszego życia. Gdy w kraju działa jedna tylko poważna, rockowa wytwórnia fonograficzna, w której czynne jest tylko jedno studio nagraniowe, gdy w nim realizuje nagrania jedna tylko ekipa, kiedy firma ta korzysta z usług wyłącznie jednego etatowego grafika, to niczego dobrego wróżyć to nie może. A jednak... Płyta Siekiery, choć podobna jest brzmieniowo (mimo zupełnie innego stylu) do wydanej równolegle płyty... Kapitana Nemo (co ten facet wypisuje ,albo naćpany albo głuchy ;dodane przez pK), a wizualnie nie można odróżnić jej z daleka od longplaya Aya RL (i na dodatek ślepy,a płyty ogląda się z bliska; dodane przez pK), jest naprawdę ciekawa i warta większej uwagi (no nareszcie coś rozsądnego) . Już dawno tęskniłem za płytą, która kwalifikuje się do opinii: "zrozumiesz i docenisz po kilku przesłuchaniach". Taka jest Aleksandria. Jest jak szyfr, jak tajemnicze przesłanie (zarówno tekstowe, a nawet bardziej (!) muzyczne), cieszące po rozwiązaniu, zrozumieniu. A zrozumienia nowa Siekiera wymaga na pewno. Zrozumieć trzeba przede wszystkim wprowadzoną tu nieprzypadkowo, ubogość formy. Wszelakiej. Zrozumieć trzeba to, że melodia nie musi nachalnie atakować słuchacza od pierwszego do ostatniego taktu, że może pojawiać się w niektórych partiach utworu, czasami będąc tylko sygnalizowaną. Zrozumienia wymaga to, że stylistycznie podobieństwo poszczególnych utworów nie wynika z braku talentu puławian, a z jego umiejętnego, nowoczesnego wykorzystania.




Zrozumieć należy, że to do czego byliśmy ostatnimi laty przyzwyczajeni w tekstach rockowych, nie znajdzie odzwierciedlenia w programie grupy. I pamiętać wreszcie trzeba, że minęło już dziesięć lat od punkowej rewolucji w muzyce. Pamiętać trzeba o tym z dwóch powodów: to dopiero 10 lat i jeszcze nie wszyscy się do tej nowej formy sztuki rockowej przyzwyczaili i to już dziesięć lat, więc różni się ta muzyka od tej ortodoksyjnej i walczącej wykonywanej na przełomie ostatnich dekad. Kiedy wszystko to zrozumiemy, przyswoimy, przypomnimy sobie, możemy już bez obciążeń posłuchać płyty. Płyty wcale nie tak jednostajnej i jednorodnej, jakby się mogło wydawać. Płyty z utworami nowocześnie wyśmienitymi i z nagraniami nowocześnie nieciekawymi. Oto "Bez końca", bardzo sympatyczny kawałek modern popowy(?; pK) z aranżacją elektroniczną niemal do złudzenia przypominającą smyczki, oto najlepszy moim zdaniem utwór płyty ,"Ludzie Wschodu". Jego początek sugeruje tekst Mkną po szynach niebieskie tramwaje, a tymczasem pytani jesteśmy: Czy leży tu Madonna, czy jest tu jazda konna?. Czego innego te słowa dotyczą? - tego samego: tylko problemy opisane są przy użyciu innej estetyki. Są i utwory uniwersalne, jak choćby jeden z hitów minionej jesieni "Tak dużo, tak mocno", czy też mogący być przebojem nowofalowców z Ameryki Południowej, najjaśniejszy punkt drugiej strony płyty, "Już blisko". Są jednak miejsca na płycie, w których autorom zabrakło po prostu konceptu. Znając program Siekiery z koncertów, spodziewałem się ciekawszego pomysłu na połączenie lub rozdzielenie utworów "Idziemy przez las" i "Idziemy na skraj". Tu wygląda to, jakby zapomniano o podobieństwie (choćby tytułów) między dwoma utworami. Ta nieporadność czy niedopatrzenie jest jednak niczym przy najgorszym utworze płyty, który na nieszczęście jest numerem tytułowym. Kolejny tekst z cyklu "wstaję sobie rano, patrzę w okno i czuję się nie najlepiej" (jednak chyba naćpany; pK), w połączeniu z resztą programu, wcale go nie uzupełnia i nie wyjaśnia, a wręcz wygląda na jego tle żałośnie. Wydawać by się mogło: poważny dla zespołu tekst, wykonany jest tym razem bez większego przekonania, co bardzo osłabia możliwość trafienia do odbiorcy. Denerwujący chórek i składanka pomysłów z całej płyty wieńczy "dzieło". Możliwe, że utwór "Nowa Aleksandria" powstał na początku i na nim oparta jest płyta, sprawia jednak wrażenie dopisanego na sam koniec i łatającego dziurę. O dziwo, wcale nie odnosi się takiego wrażenia słuchając nagrań instrumentalnych kończących obydwie strony płyty. Szczególnie "Czewony deszcz" jest dojrzałą i ciekawie wykonaną kompozycją. Rytm, rytm, rytm. Wybijany na perkusji, na klawiszach, na basie, a w niektórych utworach bardzo ciekawie na gitarze. Do tego czasem śpiewane, czasem nie, teksty-hasła to najkrótszy opis debiutanckiego albumu nowej Siekiery. Albumu ciekawego i frapującego. Ciekawe, jak potoczą się dalsze losy grupy. Grozić im może sytuacja Marka Bilińskiego, który właściwie co tydzień mógłby nagrywać nową płytę (napewno naćpany ;pK), jednak wierzę, że pierwszy rozdział w fonograficznej historii pt. "Siekiera" wyklucza powielanie pomysłu w jej ciągu dalszym.
PS: Jak ten czas leci. To już dwa lata, jak Tomek Budzyński odszedł od grupy. Miło byłoby posłuchać i porównać z nową Siekierą płytę najlepszej grupy punkowej w naszym kraju - zespołu Armia. Niestety płyty tej nie ma na rynku. Nie, nikt jej nie wykupił, tylko po prostu nikt nie był zainteresowany jej nagraniem i wydaniem. Wszystkiemu winien jest... (patrz początek recenzji)

Grzegorz Szklarek (alternatywa.30ton.com.pl):
"Nowa Aleksandria" została wydana w 1986 roku i w ubiegłym roku ukazała się kompaktowa reedycja tego znakomitego krążka. Muzyka i teksty autorstwa Tomasza Adamskiego w idealny sposób pasują do mrocznej atmosfery tamtych lat, swietnie pasują so nurtu "zimnej fali", do której zaliczyc można też: Variete, Madame czy Made In Poland. Jednak to co wyróżnia Siekierę od wymienionych wykonawców to niesamowita wprost energia, dynamizm i emocje bijące z piosenek grupy. Słuchając "Nowej Aleksandrii" słychać, że Siekiera cały czas stąpa po wąskiej granicy między cold wave a muzyką punkową. Poraża niesamowita precyzja wykonania piosenek, łatwość przejścia od muzyki transowej,brudnej, niepokojącej ("Idziemy przez las", "Jest bezpiecznie", "Ja stoję, ja tańczę, ja walczę") do klimatów bardziej stonowanych, wygładzonych, zimnych ( "Na zewnątrz", "Czerwony pejzaż", "Nowa Aleksandria"). Muzyka wyrażnie nawiązuje do mrocznych, dusznych klimatów Joy Division (np. "Ludzie Wschodu", "Na zewnątrz", "To słowa"), obrzędowej, mechanicznej transowości D.A.F. ("Misiowie puszyści", "Jest bezpiecznie"). Ogromne wrażenie robią też enigmatyczne, niepokojące teksty Tomasza Adamskiego. (...)"








Siekiera - Nowa Aleksandria (1986)




http://rapidshare.com/files/18220786/Nowa_Aleksandria.rar.html

sobota, 22 września 2007

Magyar Rock part 3

No wreszcie ,doczekalismy się kolejnej porcja węgierskiego rocka .Ci co zapoznali się z albumami prezentowanymi w dwóch poprzednich odcinkach ,napewno przyznają ,że to bardzo dobra muzyczka, warta zainteresowania. Resztę dla której być może będzie to pierwsze zetknięcie z madziarską muzyką , zachęcam do posłuchania bo jest czego słuchać. Dzisiaj po jednej albumie Omegi i LGT (filarów wegięrskiego rocka) oraz Dinamit, P.Mobil i Pandora's Box (dwie płytki spakowane razem).Trzy ostatnie zespoły z kręgu szeroko rozumianego hard-rocka , są trochę mniej znane w Polsce , ale naprawdę warte zaprezentowania. Życzę intrygujących muzycznych przeżyć i liczę ,że ktos może podzieli się swoją opinią po przesłuchaniu tych albumów.

Omega - Gammapolis (1978)






LGT - Loksi (1980)




Pandora's Box

Oto co znalazłem na temat Pandora's Box (dobrze że jeszcze ktos słucha węgierskiego rocka) w necie ,artykuł podpisany nickiem "Wilczek" :
"Zacznijmy wszystko od początku - wtedy gdy jeszcze istniały małe sklepy muzyczne (a więc kilka lat temu) w odwiedzanym przeze mnie często lokalnym sklepiku przykuła moją uwagę dość zagadkowa płytka ... a właściwie przykuła uwagę sama okładka z jakimś szarlatanem na koniu czy jakkolwiek nazwać tą postać. Od razu pomyślałem, że taka okładka nie wróży nic nużącego, nic w stylu nadętego Yes … obejrzałem jeszcze tył … zdjęcia 4 muzyków - długie kudły, gitarki i zawodowe miny; jeszcze tylko rok- 1983 … była moja! Nie będę nadmieniał za ile to cudo (w świetnym stanie) stało się moją własnością, zdradzę jedynie że cena była nieprzyzwoicie niska! Pierwsze wrażenia z przesłuchania przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Fantastyczne riffy i ogromna porcja energii zaraz skłoniła mnie do przyrównania do pochodzącego z tego samego rocku LP-a Perfectu-UNU. Postanowiłem dowiedzieć się czegoś więcej o grupie. Poszukiwania zacząłem od sklepów muzycznych, jednak żadnych informacji nie uzyskałem. Nawet w krakowskim Rock-Serwisie nie umieli mi pomóc. Jednocześnie szperałem bez opamiętania w internecie … nie przyniosło to jednak żadnych rezultatów! W końcu zrezygnowany dałem sobie spokój i ... sprawa wróciła sama! Dwa lata temu zupełnie przypadkiem natrafiłem na węgierską stronę odrodzonego zespołu i nawiązanie kontaktów z jego fanami pozwoliło mi uzyskać niezbędne informacje. Dzięki życzliwości jednego z nich mogę Wam dziś przedstawić krótką historię zespołu. A historia ta zaczyna się jeszcze w latach siedemdziesiątych. Wtedy to powstały trzy grupy, które mój informator nazwał „trzema czarnymi owcami węgierskiej sceny rockowej”, a były to- P.Mobil, Beatrice i Hobo Blues Band. Ich działalność wykraczała daleko poza tolerancję władz - ciężka muzyka i buntownicze nieraz teksty stały się powodem problemów, które w rezultacie nie pozwoliły żadnej z tych trzech grup nagrać debiutanckiej płyty. Na nic się zdała duża popularność koncertów i zachwyt publiczności. Podłamani brakiem perspektyw muzycy zaczęli się wykruszać. W 1980 rocku wokalista P.Mobil - Gyula Vikidal opuścił zespół i przyłączył się do innej hard rockowej formacji - Dinamit. Rok później odszedł gitarzysta Sandor Bencsik oraz grający na instrumentach klawiszowych Istvan Cserhati i stworzyli własny zespół. W niedługim czasie dołączyli do nich – basista Jozef Safar, perkusista Istvan Szabo i wokalista Miklos Varga – tak powstał Pandora’s Box. Jak na ironię w tym samym czasie gdy Pandora nagrał swój pierwszy singiel, P.Mobil uzyskał niespodziewanie możliwość nagrania pierwszej płyty. Rok później także P.Box zdołał nagrać debiutancki album zatytułowany po prostu „P.BOX”.Choć album wskazywał na pewne muzyczne kompromisy był jednak dość „mocny” i zasłużenie został ciepło przyjęty. Dużo na nim ładnych melodii, podpartych pięknie pracującą gitarką i dudniącą precyzyjnie sekcją rytmiczną. To był dobry początek! Jeszcze w tym samym roku zespół wziął udział w nagraniu koncertowego albumu wraz z dwoma innymi zespołami – Edda i Karthago. Rok później zespół niespodziewanie opuścił Miklos (potem dawał głos m.in. w Safari) a jego godnym następcą został weteran z P.Mobil – Gyula Vikidal. W tym samym czasie zmarł guru węgierskiego rocka- gitarzysta Bela Radics. Dla ucczenia jego pamięci nowy skład napisał utwór, który stał się jego największym przebojem - „A zold, a bibor es a fekete”. Utwór opublikowany został najpierw jako singiel a potem trafił na drugi album zespołu, o którym wspomniałem na samym początku – Ko Kovan (1983). Ko kovan w języku węgierskim oznacza – kamień na kamieniu, dziwi więc że angielski podtytuł miał inne znaczenie – Rising Hell. Ko Kovan był świadectwem postępu jaki zrobił zespół z nowym wokalistą w składzie – muzyka stała się jeszcze ostrzejsza, bardziej dynamiczna. To najprawdziwszy, najczystszy hard rock, a co więcej zagrany z niebywałą ekspresją! Także publiczność była niezmiernie uradowana porzuceniem w kąt kompromisów i trasa koncertowa okazała się wielkim sukcesem, tak wielkim, że Pandorka supportowała Motorhead i Iron Maiden na ich występach w Budapeszcie w 1984 roku, i wzięła udział w zachodnio-niemieckim festiwalu rockowym. "




















P.Mobil - Mobilizmo (1981)



1. Fônix éjszakája
2. Billy a kölyök
3. Szerettél már Szamuráj?
4. Varjúdal
5. Örökmozgó
6. Mobilizmo
7. Rock 'n' roll
8. Átlagember
9. Asszonyt akarok
10.Oh jeah
11.Alkohol blues
Bonusy:
12.Kétforintos dal
13.Menj tovább
14.A gálya
15.Ha jössz hozzám, késő
16.Tűzimádó
17.Pokolba tartó vonat
18.Utolsó cigaretta




Dinamit - A Hid (1981)


1. Te Mondd Meg!
2. Tanulj Meg Sierni!
3. Dzsungelharc
4. Csontvaez
5. Neema Koeszobor
6. Tuez Van
7. A Poek
8. Ott Van A Hied
9. Teepd El Az Idoet

http://sharebee.com/4feff2f1

czwartek, 20 września 2007

Antiarmia

Ponieważ nie czuję się na tyle kompetentny w temacie Armia (nigdy właściwie nie śledziłem dokładnie ich kariery i nie czekałem niecierpliwie na kolejną płytę) a jest to niewątpliwie jeden z najważniejszych zespołów ostatnich dwudziestu lat,dlatego przytoczę fragmenty artykułu Wojtka Wysockiego z portalu nuta.pl . Widziałem Armię na żywo kilka razy i właściwie wolę ich koncerty niż płyty studyjne.

Oficjalne źródła podają, że początków Armii należy szukać gdzieś w warszawskim środowisku punkowym roku 1985. W tym właśnie momencie doszło do spotkania Tomasza Budzyńskiego i Roberta Brylewskiego - dwóch muzyków, których wpływu na polski rock lat 80. i 90. nie da się przecenić. Pierwszy z nich na początku lat 80. współtworzył Siekierę, drugi, Robert Brylewski to być może najbardziej progresywny i wszechstronny polski muzyk rockowy ostatniego dwudziestolecia.
Od pierwszych koncertów: w warszawskich Hybrydach, na festiwalu w Jarocinie i Róbrege, Armia zyskała olbrzymią popularność w kręgach punkowych. Klasycznie rockowy skład od początku uzupełniany był instrumentami dętymi, ale przełomowym okazał się moment, gdy do zespołu dołączył Krzysztof "Banan" Banasik. Jego gra na waltorni nadała muzyce specyficzne, niespotykane brzmienie.
Popularność grupy potwierdziły pierwsze nagrania wydane na tonpressowskim singlu ("Aquirre", "Trzy znaki", "Saluto") oraz składankowym longplayu "Jak punk to punk" ("Na ulice", "Jestem drzewo, jestem ptak", "Jeżeli"). Być może właśnie w kontrekście tych sześciu utworów debiutancka płyta zespołu rozczarowała. Co prawda winę za fatalną jakość nagrań ponosi wydawca - firma Pronit, która popełniła jakiś błąd przy tłoczeniu krążków, niemniej fakt pozostał faktem. Dopiero kolejny album "Legenda" ukazał cały potencjał, jaki krył się w zespole (w tym momencie wzbogaconym już o dwóch muzyków Izraela: Darka Malejonka i Stopę oraz waltornistę Banana znanego m.in. z Kultu). "Legenda" z miejsca umieściła Armię w gronie najpopularniejszych wykonawców, już nie tylko środowisk anarcho-punkowych, ale również przeciętnych "zjadaczy rocka". Agresywna, w dalszym ciągu punkowa muzyka przesunęła swój punkt ciężkości z brudu i prostoty przekazu na nieco podniosłą melodyke, w której brzmienie waltorni odgrywało rolę pierwszorzędną. "Legenda" to również teksty, w niezwykle plastyczny sposób opisujące gnostyckie poszukiwania Budzyńskiego.
"Chrystus nie był dla mnie wówczas jedyny, akceptowałem też inne religie, szczególnie buddyzm zen. Płyta zaczyna się słowem >Ojciec<, a kończy słowem >zachowam<. Jeśli połączy się ich pierwszą i ostatnią literę, powstaje słowo >OM<. Zrobiłem to świadomie" - opowiadał Budzyński. - "Spotkałem się z artykułem Jerzego Prokopiuka, największego w Polsce znawcy gnostycyzmu (...) "Legenda" została skomentowana utwór po utworze, a wniosek był taki, że doszło do odrodzenia duchowości gnostyckiej i to na marginesie kultury. Bardzo mi to schlebiało, bo rzeczywiście byłem wtedy pod wpływem gnozy chrześcijańskiej, a Prokopiuk był jednym z moich autorytetów. Czytałem w "Literaturze na świecie" jego szkice o gnostycyzmie, Jungu, jego tłumaczenie "Podróży na Wschód" Hessego. To wszystko miało wówczas na mnie olbrzymi wpływ." Następne trzy lata to okres konsumowania sukcesu – również komercyjnego – „Legendy”.


Wydane w tym czasie płyty: „Exodus” (materiał koncertowy) oraz „Czas i byt” (kompilacja starszych nagrań zespołu i zaledwie kilka utworów premierowych) były – co tu dużo mówić – dość marnymi knotami, które mogły przedstawiać jakąś wartość jedynie dla zagorzałych fanów. Zespół wydawał się zmęczony sukcesem – nikt z muzyków nie czuł się dobrze na wielkich scenach, w otoczeniu fotografów i dziennikarzy. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Po nagraniu „Czasu i bytu” z Armii zdezerterowali: Brylewski (skupił się na grupie Falarek), Malejonek (do Houku) i Banan (na stałe pozostając w składzie Kultu). Na placu boju pozostał Budzyński. Kolejny krążek „Triodante” (1994) przedstawił Armię w nowym składzie ( z gitarzystą Michałem Grymuzą, grającym m.in. w Różach Europy i z Edytą Bartosiewicz) i nowej oprawie muzycznej. Płyta była albumem koncepcyjnym, opartym na „Boskiej Komedii” Dantego Alighieri, muzycznie zaś inspirowana bardzo wyraźnie awangardowym metalem z jednej i progresywnym rockiem wczesnych lat 70. z drugiej strony. Mimo niezłej promocji (widowisko telewizyjne w programie 2 TVP) płyta okazała się rynkową klęską. Wina tkwiła zapewne w przekombinowanej formie, ale również w coraz bardziej otwartym deklarowaniu, a zupełnie nieakceptowanym przez dawnych fanów, chrześcijańskiego światopoglądu Budzyńskiego. Prawdopodobnie ten drugi powód zadecydował ostatecznie o tym, że Armia nigdy nie miała zdobyć takiej popularności, jaką cieszyła się na początku lat 90. Budzyński – jeszcze na „Triodante” poszukujący w obszarach gnozy i mistyki chrześcijańskiej coraz wyraźniej stawał na pozycjach zadeklarowanego dogmatyka. Szalę przeważył jego udział w projekcie 2 TM 2,3 oraz następna płyta Armii „Duch” - wyjątkowo udane muzycznie pozycje kompletnie zignorowane przez postpunkowych wielbicieli „Legendy”. Niedocenienie „Ducha” jest chyba największym nieporozumieniem w historii zespołu.
Wraz z nowym gitarzystą, znanym z Acid Drinkers Popcornem, udało się tu Budzyńskiemu stworzyć doskonale energetyczną muzykę, skupiającą wątki znane z wcześniejszych prac zespołu: punk, metal, art rock – w stosunkowo prostych i komunikatywnych utworach. W ślad za tą wielopłaszczyznową, niezwykle bogatą muzyką szły teksty, osiągające nispotykaną dotąd plastyczność formy i oryginalność skojarzeń. Niezależnie od tego, jak podchodzić do zawartego w nich przekazu, stanowią one klasę samą w sobie, będąc być może najciekawszą polską poezją rockową lat 90.

http://rapidshare.com/files/25206547/Armia_-_Triodante.rar

Hasla do wsyzstkich linków: www.peb.pl

sobota, 15 września 2007

Anarchia w głowie to początek wyzwolenia



"Żadnej satysfakcji, dużo frustracji, oto obraz mojej generacji. Żadnego celu, żadnej przyszłości, żadnej nadziei, żadnej wolności" - tak śpiewają w jednym ze swych utworów muzycy z grupy "Dezerter". Tekst jest odzwierciedleniem stanu ducha, w jakim znajdowali się młodzi ludzie w początkach lat 80., gdy w stolicy powstała nowa punkowa formacja w skladzie: „Robal” Robert Matera - gitara, voc., Krzysiek Grabowski - perkusja i „Stepa” Darek Stepnowski - bas. Po pewnym czasie dołączył Darek Hajn „Skandal” (wziął na siebie funkcję „frontmana”). Początkowo przyjęli nazwę SS-20 (od radzieckich rakiet z głowicami nuklearnymi). Zmienili ją w 1982 r. po festiwalu w Jarocinie, wskutek związanych z nią licznych problemów. W ten sposób powstał Dezerter.

W 1982 roku zespół pod nową nazwą udał się w słynną już trasę koncertową Rock Galicja z TZN Xenną i Deuterem. Niemal od początku grupa miała na pieńku z cenzurą.W 1983 r. Tonpress wydał na singlu cztery utwory Dezertera: "Szara rzeczywistość", "Wojna głupców","Spytaj milicjanta" i "Ku przyszłości". Zwłaszcza ten ostatni otwarcie krytykował ówczesny system polityczny.Była to, jak twierdzono w środowisku muzycznym, pierwsza punkowa płyta wydana na wschód od Łaby .Krazek byl sensacją nie tylko w Polsce, ale też w undergroundowych środowiskach brytyjskich i amerykańskich (tym bardziej że cenzura nakazała zniszczenie części nakładu). Burza, jaką wywołał, w pewnym sensie to potwierdzała. Cenzorzy często mieli pretensje również do nazwy, dlatego zespół niekiedy występował jako De Zerter lub The Zerter. "Spytaj milicjanta" trafiło w 1984 r. na kasetę "World Class Punk" zawierającą nagrania dwudziestu siedmiu punkowych zespołów z dwudziestu pięciu krajów. Pewne trudności z wydawaniem płyt skłoniły muzyków do założenia własnego mini-wydawnictwa: Tank Records. Jego nakładem ukazały się: kaseta „Jeszcze żywy człowiek” (z zapisem swego występu w Jarocinie '84, głośnego ze względu na ostrą sprzeczkę zespołu z organizatorami, zakończoną niemal manifestacją o charakterze antykomunistycznym punkowej części publiczności) i „Izolacja” (koncert Dezertera z Hybryd + utwory nowofalowych zespołów radzieckich). W 1985 roku ukazała się składankowa płyta „Fala”, na której obok utworów m.in.: Siekiery, Kryzysu czy Izraela znalazły się też dwie kompozycje Dezertera: „Nie ma zagrożenia” i „Plakat”.W tym samym roku za sprawą zainteresowania się muzyką zespołu przez Joe "Shithead" Keighley'a - wreszcie pojawiła się szansa na pierwszy własny album. Keighley - lider amerykańskiego D.O.A., przebywającego w Polsce pod koniec 85 roku - zabrał ze sobą taśmy, na których były utwory z EP-ki, rejestracja występu na festiwalu Jarocinie '84 i siedem nagrań z sesji radiowej '85. Album "Underground Out Of Poland" (muzycy chcieli, by zatytułowano go "Greatest Shits") ukazał się w 1987 r. nakładem punkowego fanzinu "Maximum R'n'R". W 1986 r. formację opuścił Skandal, który przestał zajmować się muzyką... potem popadł w nałóg narkotykowy i zmarł 8. 05. 1995 r. Rolę głównego wokalisty przejął R. Matera. Jako trio grupa zadebiutowała na wydanym w 1986 r. - składankowym longplayu "Jak punk to punk" ("Nas nie ma", "Uległość"). Pierwszy krajowy longplay zespołu - niezależnie od walorów muzycznych - nabrał wartości dokumentu, kiedy w wyniku ingerencji cenzury nałożono na nagrania "piknięcia" zagłuszające fragmenty tekstów. Wydawnictwo to w pięciotysięcznym nakładzie wydał w 1988 r. Klub Płytowy "Razem". Cenzura skreśliła również tytuł, który brzmiał"Kolaboracja".Mimo wszystko płyta "Dezerter" należała do największych osiągnięć polskiego punku, emanując charakterystyczną dla Dezertera zgryźliwością, cynizmem, przewrotnością. Po jednym z koncertów-happeningów, gdzie muzycy używali jako rekwizytów stosów "Trybuny Ludu",Dezerter, posądzony o namawianie do bojkotu wyborów, stał się jednym z bohaterów konferencji prasowej Jerzego Urbana (dla przypomnienia ten oblesny typ byl niedo-rzecznikiem komunistycznego rzadu). Po wydaniu "Dezertera" zespół zaczął dawać więcej koncertów. Pierwszy zagraniczny wyjazd grupy miał miejsce w 1987 r., kiedy pojechała ona do Finlandii, a potem odwiedziła jeszcze RFN, Szwajcarię, Francję, Holandię i Ukrainę. W 1989 r. ukazał się kolejny album, pierwotnie mający nosić tytuł "Kolaboracja II", ostatecznie - ze względów cenzuralnych - ponownie nazwany "Dezerter". Repertuar tego krążka opierał się na starych utworach mających zabrzmieć w sposób urozmaicony i bogaty. Nieporównywalnie lepsze wrażenie robił następny, wydany (już z nowym repertuarem) w 1990 r. album "Wszyscy przeciwko wszystkim". Teksty znów przepełniła zgryźliwa ironia, a katalog tematów podejmowanych przez zespół wydłużył się o krytykę ekspansywności Kościoła (bodaj najlepszy na płycie "Chrystus na defiladzie") i brutalizacji codziennego życia ("Bicie"). W roku następnym Dezerter własnym sumptem wydał płytkę z utworami "Dla zysku", "Ku przyszłości", "Jugosławia" i "Niewolnik", nagranymi wspólnie z wokalistką grupy Hey - Kasią Nosowską. Te same utwory trafiły na retrospektywny album "Jak powstrzymałem III wojnę światową czyli nieznana historia Dezertera" z 1994 roku, którego program objął również nagrania z pierwszych prób przed trzynastoma laty oraz wcześniej nie publikowane koncertowe wersje kompozycji z poprzednich płyt. Piotrowski, który od pewnego czasu grał także w Armii wybrał ostatecznie formację Budzyńskiego.
Na rok zastąpił go Mariusz "Zych" Zyziek (eks-Stan Zvezda, The Klaszcz), a potem Dezerter stał się duetem. R. Matera i K. Grabowski nagrali we dwóch album "Ile procent duszy?" (94) pokazując, że utrzymują formę i nadal nie brak im energii. Teksty wciąż atakowały słuchacza zgryźliwą ironią ostrzegając np. przed zgubną siłą polityki ("Uderz w politykę") i starając się wskazać sposób uniknięcia manipulacji przez polityków i media ("Jeśli chcesz zmieniać świat"). Po nagraniu albumu funkcję basisty Dezertera objął Tomasz "Toni von Kinsky" Lewandowski z Kinsky, wnosząc abstrakcyjny humor, młodzieńczą werwę i odrobinę szaleństwa. Następny album - zatytułowany "Deuter" (95) - zrodził się z inspiracji starymi utworami formacji Deuter, które zaśpiewał sam jej lider - Paweł "Kelner" Rozwadowski. Był to dobry pomysł, ponieważ wspomniane utwory - mimo zmiany sytuacji politycznej - niewiele straciły na aktualności.W roku 1996 formacja wydała album "Mam kły mam pazury" , tym razem jednak bez znaczących osiągnięć artystycznych. Nie najlepsze wrażenie tego ostatniego, w części zatarł album o przewrotnym tytule "Ziemia jest płaska" z 1998 r. W wyróżniającym się "Jezusie" W listopadzie 1998 r. grupa wystąpiła w warszawskiej Stodole na "Zielonym Festiwalu", a potem praktycznie przestała koncertować. Odchodzi Lewandowski i zespol ponownie zostaje duetem. Długo przygotowuja następną płytę, do studia wchodząc po prostu w wolnych chwilach. Płyta została nazwana "Decydujące starcie" (2001), mając stanowić jakby test na sensowność dalszego istnienia Dezertera. To starcie okazało się sukcesem duetu, choć przede wszystkim artystycznym. Grupa przedstawiła najbardziej różnorodną stylistycznie pozycję w swojej dyskografii. Obok punkowych wymiataczy w rodzaju "Pojebów" muzycy wykorzystali rytmy reggae (w "Koszmarze"), riff oparty na "Smoke On The Water" Deep Purple (w "Nikt nie mówił, że będzie lekko"), wiolonczelę (w "Umieraj powoli") i wiele sampli (m.in. saksofonu w "Koszmarze"). Owa różnorodność jeszcze wzmocniła tradycyjny przekaz słowny Dezertera. Na "Decydującym starciu" nie zagrał nowy basista grupy - znany z Hey Jacek Chrzanowski , który dołączył do grupy w drugiej połowie 2000 r. Pierwszym nagraniem Dezertera z J. Chrzanowskim okazała się "Dolina lalek", przeznaczona na album o wymownym tytule "Tribute To Kryzys". Dzięki pozyskaniu nowego basisty zespół wznowił działalność koncertową. Juz jako trio Dezreter wyrusza w trase koncertowa z Moskwą, a także bierze udział ,obok KSU, Armii i Kultu w festiwalu PRL w Warszawie i Katowicach. Po jesiennych koncertach zespół postanowił ograniczyć działania koncertowe i zająć się przygotowaniami do nagrania płyty. Dezerter wchodzi do studia pod koniec maja 2004 - a tuż przed wakacjami ukazuje się płyta "Nielegalny zabójca czasu". Znajdziemy na niej 14 utworów, dołączono też teledysk a produkcją i organizacją nagrań zajął się sam zespół.

Jeszcze żywy czlowiek (Jarocin '84) (1984)


01. Tworzycie Nowy System [3:33]
02. Salwador [2:00]
03. Nienawisc I Wojna [4:05]
04. Kto [3:13]
05. Tv Show [1:14]
07. Xxi Wiek [1:06]
08. Hans Kloss [3:38]
09. Szwindel [1:54]
10. Szara Rzeczywistosc [2:04]
11. Xx Lat Po Wojnie [3:32]
12. Nowe Wiadomosci [2:54]
13. Ze Wszystkich Stron [2:17]
14. Nie Ma Zagrozenia [2:49]
15. Poroniona Generacja [2:47]
16. Ku Przyszlosci [3:11]
17. Piosenka Z Zygzakiem [3:06]
18. Fabryka [2:44]
19. Spytaj Milicjanta [1:46]
20. Plakat [3:01]
21. Hans Kloss [2:20]
22. Rebeliant [4:17]
23. Rejestr Wariatow [1:37]
24. Wojna Glupcow [1:55]
25. Nowoczesna Ludzkosc [3:28]
26. Musisz Byc Kims [1:57]
27. Jarocin 82 [8:14]

http://rapidshare.com/files/30177992/Dezerter_-_Jarocin_84.Upload_by_Leq_.rar


Underground Out Of Poland (1987)


http://rapidshare.com/files/30135975/Dezerter_-__1987__-_Underground_out_of_Poland.by_Leq_.rar

Kolaboracja (1987)



http://rapidshare.com/files/30134075/Dezerter_-__1987__-_Kolaboracja.Upload_by_Leq_.rar


Kolaboracja II (1988)



http://rapidshare.com/files/30140202/Dezerter_-__1989__-_Kolaboracja_II.by_Leq_.rar


Dezerter - Dezerter (7" vinyl z Nosowska) (1993)

http://rapidshare.com/files/56177332/Dezreter-Nosowska.rar.html


Dezerter - Deuter (1995)



http://rapidshare.com/files/30159627/Dezerter_-__1995__-_Deuter.up_by_Leq_.rar


Ile procent duszy (1994)


http://rapidshare.com/files/30154076/Dezerter_-__1994__-_Ile_Procent_duszy.upload_by_Leq_.rar